środa, 10 grudnia 2014

Sylwek

Sylwek :)


Godzina 10 wieczorem. Siedzę przy komputerze i przygotowuję się do lekcji a mój terapeuta leży obok na dywanie i leniwie się przeciąga. Jego okrągły brzuszek faluje miarowo. Gdy go delikatnie dotykam, słyszę słodkie mruczenie. Sylwek, moja tłuściutka radość, mój kot, a raczej kotopies.

Zaczęło się parę tygodni temu. Koleżanka opowiedziała mi o kocie ze schroniska: trzyletnie zwierzątko, „odchowane”, o przyjaznym usposobieniu, znalezione na ulicy. „A może byś go wzięła?” zakończyła swoją opowieść. Najpierw było przestraszone zdziwienie: ja? Wziąć kota? Sama ledwo sobie radzę z codziennymi obowiązkami – no, cóż, niepełnosprawność i brak rodziny nie ułatwiają życia. Wręcz przeciwnie: piętrzą przedziwne trudności, o których zdrowy „normalny” człowiek nie śni nawet w najczarniejszą listopadową noc. Pokusa jednak była silniejsza, wychowana w domu pełnym psów zawsze uważałam zwierzęta za doskonałe towarzystwo.

I stało się – w pewien czwartkowy wieczór Sylwek wprowadził się do mnie. Zjadł, wskoczył mi na kolana, a potem schował się za kanapę, gdzie spędził następne 24 godziny.


Jak jest teraz? Niepotrzebnie się bałam: dajemy radę. Mój mięciutki towarzysz dodał mi trochę obowiązków, ale również sprawił, że czuję się potrzebna. Trzeba go nakarmić przynajmniej dwa razy dziennie (uwielbia jeść), popieścić (jest wyjątkowym pieszczoszkiem), zrobić odpowiednie zakupy, wynieść do śmietnika woreczek Sylwusia. W takiej sytuacji błyskawicznie zapomina się o bolącym kręgosłupie, lęku przestrzeni i innych, równie dokuczliwych problemach. Wracam do domu, otwieram drzwi i widzę czekającego w przedpokoju Sylwka. Zaczyna się łasić i jak pies (kotopies!) chodzi za mną krok w krok. Oczywiście jest głodny, wiem, że to nie bezwarunkowa miłość do mnie, ale trzeba działać i to jest wielki plus. Potem, gdy pracuję w domu, Sylwek śpi rozparty na kanapie lub na dywanie. Wyciągam rękę, zaczynam go głaskać i patrzę w jego mądre oczy. Może obniża się moje ciśnienie?

Sąsiadka Tosia

Felinoterapia. Chyba dopiero teraz właściwie rozumiem to słowo. Koleżanka zapytała, czy wyobrażam sobie teraz życie bez Sylwusia. Tak, oczywiście i dlatego tak bardzo cieszę się, że Sylwek jest.

BK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz